Twarze szlaku katowickich murali: Łukasz Zasadni

„Być jak Tom i Jerry, czyli rywalizować i gonić się po mieście”. Murale to w szczególności wielkoformatowe obrazy, jednak street art przybiera także mniejsze formy. O najbardziej rozpoznawalnej myszy w regionie, zamiany pasji w biznes, a także o przyszłości tej formy sztuki z Łukaszem Zasadni rozmawiała Martyna Mędrek.

Postać, którą stworzyłeś – Franek Mysza – pojawia się w miejskiej przestrzeni od ponad 15 lat. Jak powstał ten pomysł? Czemu akurat mysz? 

Tak naprawdę dokładnie 16 lat temu pierwsze myszy powstały 25 marca 2005 roku na terenie  VIII Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Katowicach. Postać Franka Myszy powstała jako odpowiedź na ilustrację kota, który zaczął malować parę miesięcy przede mną, postanowiliśmy być jak Tom i Jerry czyli rywalizować i gonić się po mieście.  

Franek Mysza kojarzony jest gównie, ze Śląskiem, ale pojawia się także w innych regionach Polski i zawędrował kiedyś aż do Kairu. Jaką role, twoim zdaniem, pełni w przestrzeni miejskiej street art.? 

Zgadza się postać Franka można znaleźć prawie w całym kraju a także za granicą. Jak tylko ma się dobry wzrok, wypatrzymy go w najdziwniejszych zakamarkach Polski. Jest to moja pasja lub uzależnienie, gdziekolwiek podróżuję mam ze sobą zestaw farb, które zawsze są w pogotowiu. Staram się zaskakiwać tych, którzy zwracają uwagę na Franka i maluję myszy w najdziwniejszych miejscachStreet art jest zazwyczaj odpowiedzią autora na otaczający go świat, można dzięki tej formie obrazu komentować rzeczywistość lub po prostu dobrze się bawić malując uśmiechniętą postać, która potrafi rozbawić lub zmusić do refleksji. Wiele osób z Polski czy zagranicy  faktycznie było zdziwionych widząc Franka w tzw. „Mieście Umarłych” na obrzeżach Kairu gdzie na zaproszenie ambasady RP mogłem przez dwa tygodnie malować różne zakątki miasta. Uwielbiam zdewastowane i mało turystyczne obrzeża miast, zwykle wybieram miejsca do malowania, na które tak naprawdę nikt inny by nie zwrócił uwagi. Moją misją jest zmienianie szarych zapomnianych ścian w kolorową przestrzeń gdzie aby spełnić  moją misję wystarczy się uśmiechnąć do Franka.  

Czy Katowicom potrzebne są murale?  

Katowice bardzo zmieniły się pod tym względem na przestrzeni ostatniej dekady. Skromnie mówiąc to właśnie dzięki mojemu pomysłowi i zaangażowaniu  w 2011 roku powstała pierwsza edycja Street Art Festiwalu w Katowicach. Brałem czynny udział w wyborze ścian czy doborze artystów między innymi takich jak ARYZ z Hiszpanii. W tym właśnie roku rozpoczęła się nowa era dla murali w Katowicach. Czy murale są potrzebne ? To jest bardzo subiektywna ocena, w moim mniemaniu jak najbardziej. 

Masz swój ulubiony? 

Moim ulubionym muralem ze względu na technikę wykonania oraz niesamowity kunszt malarski jest praca mojego przyjaciela Jerzego Rojkowskiego z Krakowa przedstawiająca Jerzego Kukuczkę w tunelu pod trasą DTŚ między os. Gwiazdy a Bogucicami.  

Czy murale robione „na zamówienie” nadal posiadają równoznaczną wartość dodaną, co te, które tworzysz z własnej inicjatywy?  

Murale malowane na zamówienie czyli moje główne źródło utrzymania  to zupełnie inna forma sztuki niż malowanie spontanicznych myszy. Mam to szczęście, że kocham swoją pracę i mogę tworzyć z pasją prace komercyjne jak i te powstające z potrzeby chwili. Myszy chodź wdają się proste zawsze staram się aby były dopracowane tak jak moje zlecenia komercyjne.  To na pewno łączy te dwie dziedziny twórczości. Prace „na zamówienie są często z zupełnie z innej bajki, staram się zawsze spełniać oczekiwania klienta. Tutaj ogranicza nas tylko fantazja zamawiającego mural oraz budżet. W 2007 roku założyłem pierwszą profesjonalną firmę w Polsce zajmującą się komercyjnym malowaniem murali www.nietak.eu. Wartość dodana do pracy to na pewno doświadczenie zdobyte wcześniej dzięki malowaniu myszy czy „zwykłego” graffiti, które tworzę tak naprawdę już od 1997 roku. 

W pracach twojej grupy, często pojawiają się postaci historycznie ważne dla miast i regionów – Marek Krajewski we Wrocławiu, mural upamiętniający Kazimierza Kutza, projektu Erwina Sówki, a teraz portret Krystyny Bochenek. Czy uważasz, że takie formy przedstawienia tych osób lepiej docierają do mieszkańców, niż tradycyjne formy takie jak rzeźby czy obrazy o zdecydowanie mniejszym formacie? 

To wielki zaszczyt móc upamiętnić tak wybitne postacie. Mural przez swoją formę ma na pewno ogromną siłę przebicia, jest w pewnym sensie permanentnym tatuażem na tkance miejskiej. Towarzyszy mieszkańcom lub osobą odwiedzającym miasto przez wiele, wiele lat. Murale poświęcone wyjątkowym osobom  są uhonorowaniem ich działalności czy twórczości. Mam nadzieję, że dzięki muralom pozostaną dłużej w naszej pamięci, a także będą skłaniały kolejne pokolenia do refleksji i chęci poznania ich dokonań.  

Masz jakieś marzenie, dotyczące tego jak street art mógłby wyglądać w przyszłości?  

Chciałbym aby street art trzymał się z dala od cyfrowego świata ponieważ takie przypadki się pojawiają. Ostatnio furorę robią fake murale polityczne czy inne wizualizacje grafików komputerowych na ścianach. Wielu ludzi się nabiera udostępnia w swoich mediach społecznościowych takie rzeczy nie wiedząc nawet, że takie prace faktycznie nie istnieją Marzy mi się aby młodzi ludzie mający potrzebę tworzenia przelewali swoje myśli na ściany czy płótna. Coraz rzadziej widzimy następców, tak naprawdę twórców którzy działają aktywnie na śląskiej scenie można policzyć na palcach jednej ręki. 

Franek Mysza w „Mieście Umarłych”: https://www.youtube.com/watch?v=pwary56dZ1E&t=1s&ab_channel=NIETAKMalowanieArtystyczne

Skip to content