MENU

UŁATWIENIA DOSTĘPU

30 września 2023

Twarze szlaku katowickich murali: Mona Tusz


fot. Anna Lewańska

Murale cieszą się coraz większa popularnością. Także w Katowicach powstaje ich coraz więcej. W listopadzie 2020 roku miasto uruchomiło stronę murale.katowice.eu, na której prezentuje większość z nich. Za każdym dziełem stoi artysta. Dziś przedstawiamy jedną z najpopularniejszych twórczyń na Śląsku, której dzieła możecie podziwiać nie tylko w Katowicach. O pracy nad wielkoformatowymi dziełami, znaczeniu street artu dla kultury i jego obecności w przestrzeni miejskiej z Moną Tusz rozmawiała Martyna Mędrek.

W tym roku stworzyłaś mural, który nawiązuje do odbywających się co roku w Katowicach e-sportowych rozgrywek Intel Extreme Masters. Mogłabyś nam opowiedzieć coś więcej na temat projektu, który powstał?

Zdziwiło mnie, że to ja zostałam poproszona o wykonanie muralu nawiązującego do e-sportu, gdyż jest to dla mnie odległa dziedzina. Podczas wstępnych badań nad tematem, dostrzegłam tam jednak ciekawy potencjał. Tworząc koncepcję pracy, myślałam dużo o niegasnącej potrzebie człowieka do doskonalenia się, stawiania sobie coraz wyższych poprzeczek i trudniej osiągalnych celów. A także o tym jaką rolę pełni w tym procesie rywalizacja oraz współpraca z innymi. Przecież to jest właśnie jeden z najważniejszych elementów w sporcie, zarówno tradycyjnym jak i w e-sportach. Zależało mi na tymi, aby praca odnosiła się do tematów, które dotyczą każdego i była czytelna nie tylko dla graczy. Pod kątem formalnym zaś, jedną z głównych inspiracji były dla mnie stare ilustracje science-fiction z lat 70 i 80, zwłaszcza prace francuskiego artysty Jeana Girauda.

Jaką rolę, twoim zdaniem, pełni w przestrzeni miejskiej street art?

Murale mogą pełnić wiele funkcji. W szarym i często oszpeconym reklamami krajobrazie miejskim, wielka kolorowa ściana na ogół wywołuje uśmiech na twarzach przechodniów, jest momentem oddechu od monotonnych rytmów codzienności. Przystają, robią zdjęcia. Bliski kontakt ze sztuką ma na ludzi zawsze bardzo pozytywny wpływ. Murale które malowałam w trudnych dzielnicach, czy np. w więzieniu pełniły też ważną funkcję społeczną – włączały w odbiór, a czasem też i w proces twórczy grupy społecznie wykluczone, ludzi którzy rzadko mają okazję na kontakt podobnymi działaniami. Street art bywa też  często przestrzenią wypowiedzi zaangażowanej. Docierając ze swej natury do szerokiego grona odbiorców, może zwracać uwagę na kwestie niewygodne, związane z wartościami które nie przez wszystkich są uznawane za oczywiste.

Street art, pomimo szybkiego rozwoju i coraz bardziej profesjonalnej formy, przez wielu nadal uważany jest za bohomazy, które szpecą. Co powiedziałbyś osobie, która ma takie poglądy?

Muszę przyznać że od dawna już nie spotkałam nikogo z takim podejściem. W moim odczuciu, świadomość społeczna co do street artu bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich lat, dojrzała. Ludzie dostrzegają jego wartość i nikogo nie dziwi już malowanie na ulicy.

Czy murale robione „na zamówienie” urzędów miast są równie ważne, co te, które tworzone są z własnej inicjatywy?

Jeśli chodzi o mnie, podejmuje się tylko takich tematów w których znajdę coś dla siebie, które w jakiś sposób są mi bliskie lub ciekawe. Pracuję dość długo w tej branży i mam takie szczęście że jestem już raczej nieźle rozpoznawalna – a w każdym razie na tyle, że instytucje które zamawiają u mnie jakieś prace zazwyczaj wiedzą czego mogą się spodziewać. Dla mnie poczucie spójności wewnętrznej i szczerości w tym co robię jest bardzo ważne. Pracy której nie czuję – po prostu nie robię.

Czy Katowicom potrzebne są murale?

Oczywiście.

A masz swój ulubiony?

Bardzo lubiłam roślinną kapsułę na ścianie Urzędu Miasta na Młyńskiej. To był projekt który stworzyłam na konkurs, a temat jest mi niesłychanie bliski. Uważam że katastrofa klimatyczna to najważniejszy problem współczesności, który bardzo wiele mówi o tym kim jesteśmy na różnych płaszczyznach – politycznej, ekonomicznej, społecznej… W wielu swoich pracach staram się zwracać uwagę na różne jego aspekty. W kapsule postanowiłam potraktować sprawę z perspektywy kosmicznej – pokazać że Ziemia i jej ekosystem to piękne i nieskończone bogactwo życia, zawieszone w bezmiarze pustego i zimnego kosmosu. Bogactwo które wymaga naszej opieki, a nie bezmyślnej eksploatacji.

W twoich pracach często pojawiają się motywy roślinne. Czy twoim zdaniem, street art, może pełnić funkcję edukacyjną w zakresie ekologii i zrównoważonego rozwoju?

Jak najbardziej. Jako artystka street artowa mam możliwość dotarcia do ludzi i czuję odpowiedzialność, ale też i potrzebę aby o tym mówić. Temat ekologii jest stale obecny w moich pracach, chciałabym żeby przyczyniły się one do budowania wrażliwość na otaczający nas świat przyrody, którego częścią przecież jesteśmy. Jakiś czas temu z Muzeum Śląskim zrobiłam serię instalacji na mieście, w postaci małych skrzyneczek z informacjami dotyczącymi środowiska, drzew, wody, owadów. Ten projekt znalazł kontynuację w pracy, którą można wciąż zobaczyć w Mieście Ogrodów, poświęconej ewolucji życia na Ziemi. Prowadzę też projekt “Przyrodnik”, czyli serię kart poświęconych konkretnym roślinom, ich właściwościom biologicznym, zdrowotnym, czy obecności w wierzeniach i legendach.

W Katowicach na ścianach powstają murale przedstawiające postaci historyczne takie jak Wojciech Korfanty czy Maria Skłodowska Curie, czy twoim zdaniem to dobry pomysł na upamiętnienie ich w przestrzeni miasta?

Doceniam warsztat portrecistów pracujących w formule realistycznej, jednak sama do nich nie należę. Osobiście lepiej odnajduję się w przedstawianiu postaci poprzez ich historie. Wydaje mi się że pamięć o osobach można zachować poprzez utrwalenie pamięci ich czynów, prezentację tego czym zajmowali się za życia. W ten sposób realizowałam dla Wysokich Obcasów swój projekt o hebamie Annie Kozubce w Rybniku.